Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/075

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co to jest? — spytała — Franusiu; w jakiéj-że romantycznéj znajduję cię postawie?
Wyrzekła to ze śmiechem, ale zdawało mi się, że śmiech ten był nieco przymuszony. Kuzyn, który właśnie co uwolnił moję suknią, częścią porwawszy, częścią rozplątawszy jedwab’, w którym utkwił nieszczęsny bulion, zerwał się śpiesznie i, z wielkiém uszanowaniem powitawszy moję matkę, opowiedział jéj historyą całego zdarzenia. Wysłuchawszy go z uśmiechem, matka moja rzekła do mnie:
— Jest to dla Waci mała nauczka, że panna dorosła, która przestała już być pensyonarką i nosi długie suknie, powinna na każdym kroku być bardzo uważną i ostrożną. — Z tonu, jakim matka moja to mówiła i ze spojrzenia, jakie rzuciła na mnie, poznałam, że wyrazy jéj nie były tak proste, jak się zdawało, ale miały podwójne jakieś znaczenie.
Kuzyn zajął się rozmową z moją matką i przestał zwracać na mnie uwagę. Ośmielona tém, przypatrywałam się mu ciekawie.
Przed wyjazdem na pensyą widywałam go małym chłopaczkiem, gdy go do rodziców moich przywoziły w odwiedziny dwie ciotki mojéj matki a jego dalekie krewne, które, jak mi mówiono, miały go na opiece. Jakże się od téj pory odmienił. Z małego chłopaczka, trochę niezgrabnego i wiecznie rozczochranego, stał się wcale przystojnym młodym człowiekiem. Już wtedy, kiedy, klęcząc przede mną, spełniał wielkie