Jednego dnia przechodziliśmy w ogrodzie około młodéj brzózki, białą korą okrytéj.
— Ile razy spojrzę na tę białą brzózkę — rzekł kuzyn — tyle razy myślę, że drzewa i ludzie miewają niekiedy między sobą podobieństwa!
— I do kogoż ta brzózka podobna? — spytałam.
— Do pewnéj kuzyneczki mojéj, któréj na imię Wacława.
— Jakto?
— Taka sama cieniuchna i wysmukła, a młode jéj listeczki, co zaledwie się rozpuszczają, to jak naiwne i poetyczne rozmowy kuzynki!
Zaśmiałam się i obejrzałam dokoła siebie:
— A ty, kuzynku — rzekłam, chcąc porównaniem za porównanie odpłacić — podobny jesteś do tego gładkiego wysokiego dęba, co tam nad stawem stoi...
Franuś zarumienił się nagle.
— Czy kuzynka żartuje ze mnie? — zapytał mię, a ton jego był taki jakiś dziwny, że aż się przelękłam, czy go nie obraziłam.
— Wcale nie! — zawołałam — ale jeśli młodą, jak ja, osóbkę, można przyrównać do brzózki, dla czegożby słusznie mężczyzna do dębu przyrównanym być nie mógł?
— Dąb, to godło siły!... — wymówił po chwili kuzyn, i spuścił nagle oczy, a po twarzy jego rozlał się przejmujący smutek. Nie wiedziałam, co mam o tém myśléć, podałam mu rękę i rzekłam:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/084
Ta strona została uwierzytelniona.