Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/086

Ta strona została uwierzytelniona.

— A więc takich chwil kuzynek masz teraz pełno, bo ciągle na mnie patrzysz!
— Ale od tamtéj zaczęło się dla mnie nowe życie — odrzekł kuzyn i utkwił we mnie oczy, które w téj chwili stały się bardzo błękitnemi.
Nie mogłam ani sekundy dłużéj znieść jego spojrzenia, odwróciłam się żywo i poskoczyłam ku gankowi. Gdy stanęłam na piérwszym stopniu balkonu, obejrzałam się i zobaczyłam Franusia, stojącego nieruchomie między klombami, ze spuszczoną głową i wzrokiem, utkwionym w ziemię. Miał minę tak zasmuconą, że żal mi się go zrobiło bardzo... wróciłam zwolna pomiędzy klomby i stanęłam przy nim.
— Kuzynku — rzekłam — czy rozgniewałeś się na mnie za to, że cię tak prędko odbiegłam?
— Ja-bym się miał gniewać na kuzynkę? — zawołał — ja-bym za kuzynkę moje życie oddał.
W głosie jego było tyle szczerości i prawdy, a w oczach taki migotał smutek, że aż przycisnęłam dłoń do serca, aby mi z piersi nie wyskoczyło. Pochyliłam się i zerwałam biały narcyz, a oddając go kuzynkowi, rzekłam:
— Weź ode mnie ten kwiatek, kuzynku, a ile razy na niego spojrzysz, pomyśl, że mam dla ciebie wielką... wielką przyjaźń. — Mówiąc te słowa, czułam, że rumienię się silnie, zdjął mię wstyd jakiś niezmierny i tym razem na dobre już uciekłam z ogrodu, a w mgnieniu oka znalazłam się już w moim pokoju.