Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/088

Ta strona została uwierzytelniona.

bię! Takie ma ładne błękitne oczy, taki jest dobry, a taki smutny bywa czasami! Dla czego on taki smutny bywa? o bardzo go lubię! a jeśli on taki sam uczony i odważny, jak tamten w powieści, no, to może... może...
Nie miałam czasu dokończyć mego monologu, bo zawołano mię na herbatę.
Weszłam do salonu z niezwykłym na twarzy rumieńcem i dobrą godzinę nie miałam odwagi spojrzéć na kuzynka.
Milczałam, byłam jak złapana, a ile razy spojrzałam na matkę, widziałam, że patrzyła na mnie z większą niż zwykle uwagą.
Wieczór mniéj wesoło przeszedł, niż zawsze. Matka moja przerzucała dzienniki i była bardzo zamyśloną; Franuś milczał i nie zbliżał się do mnie; grałam trochę na fortepianie, ale muzyka mi nie szła, palce niezgrabnie jakoś plątały się po klawiszach, a wywoływane niemi tony nie zostawiały po sobie dawnych gwieździstych szlaków myśli. Wcześniéj niż zawsze odeszłam do moich pokojów; w sercu czułam niespokój, po głowie majaczyły splątane myśli, nie mogąc dobić się ładu ni ciągu... Rozbierałam się powoli, nie odpowiadałam służącéj, która mię zapytywała o strój jutrzejszy, a gdy tylko zostałam sam na sam z Binią, wzięłam ją za rękę i spytałam:
— Powiedz mi, Biniu, jak ci się podoba kuzynek