Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/090

Ta strona została uwierzytelniona.


VI.

Obudził mię turkot kół na dziedzińcu. Pociągnęłam taśmę od dzwonka, a gdy służąca weszła, spytałam, czyby to kto przyjechał.
— Nie — odpowiedziała — to owszem pan Franciszek odjechał.
Poczułam w sercu jakby nagłe ukłucie szpilką. Taki mię żal ogarnął, że schowałam się do alkowy, z bojaźni, aby sługa nie dojrzała łez, które mi się zakręciły w oczach. Wczoraj przecie nie mówił mi, że odjeżdża, myślałam; żeby się był choć pożegnał! a może go czém obraziłam? Mój Boże! musiał odjeżdżać bardzo smutny. Nie wiedziałam dobrze, dla czego-by koniecznie miał być smutnym, odjeżdżając; przeczuwałam tylko, że żal mu było mię opuszczać. Gdy tak rozmyślałam, siedząc na łóżku, weszła do alkowy Binia.
— Czy nie wiész, Biniu — spytałam — dla czego kuzynek Franuś tak niespodzianie dziś odjechał?
— I owszem — odpowiedziała — nad rankiem otrzymał list od swych ciotek, rozkazujący natychmiast do nich wracać. — Na wyrazie rozkazujący, Binia położyła szczególny nacisk.
— O mój Boże! — zawołałam — czyż-by téż nie mógł o kilka godzin opóźnić wyjazdu, aby się pożegnać z mamą i ze mną!