Binia pokiwała głową znacząco.
— Jak się jest u kogo na łasce — wyrzekła zwolna — to się traci prawo rozporządzania choćby jedną godziną swego życia!
Znowu brzydki wyraz: na łasce, wpadł mi w ucho i zaćmił sobą miły obraz kuzynka. Straciłam zupełnie humor. Ubierałam się tak niedbale, że aż mi to przyganiała służąca, a gdy wyszłam z mego pokoju i znalazłam matkę przy rannéj herbacie, o mało się nie rozpłakałam, spojrzawszy na niezajęte miejsce przy stole, na którém zwykle z powitalnym bukietem siadywał Franuś. Powściągnęłam jednak, jak mogłam, przykre wzruszenie, bo zobaczyłam oczy mojéj matki utkwione we mnie z baczną uwagą. Gdy usiadłam przy niéj, wzięła mię za rękę i rzekła z łagodnością, ale zarazem bardzo poważnie:
— Czy pamiętasz, Waciu, że piérwszego dnia twego tu pobytu, gdyś to zaplątała swoję frendzlę z bulionem portyery, mówiłam ci, że panna, która nie jest już pensyonarką i nosi długie suknie, powinna być na każdym kroku bardzo ostrożną i uważną?
Odpowiedziałam, że pamiętam to bardzo dobrze, ale nie dorozumiewałam się jeszcze wcale, do czego stosują się te słowa.
— Chcę ci więc teraz powiedziéć — ciągnęła matka — że w życiu daleko gorsza może się stać plątanina, niż zaczepienie frendzli, jeśli młoda osoba nieuważnie postępuje z młodym mężczyzną.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/091
Ta strona została uwierzytelniona.