céj sąsiadki. Była to czterdziesto-letnia przeszło kobieta, wysoka, otyła, ubrana w suknią aksamitną i kapelusz o strusich piórach, z pewnym wyrazem dumy na ustach i złośliwości w oczach. Za nią weszły dwie jéj córki, alem zrazu mało na nie zwróciła uwagi, bo, stojąc na stronie, przypatrywałam się powitaniom mojéj matki z przybyłą. Ściskały się serdecznie za ręce.
— Bonjour, bonjour chère M-me Mathilde — mówiła pani S. — tak-em się za panią stęskniła, ma toute bonne! ma toute aimable!
— Oh, merci, merci! — odpowiedziała moja matka, ściskając ciągle ręce pani S. — wybierałam się w tych dniach do pani, bo nigdy nie mam dosyć jèj miłego towarzystwa!
— Dobra jesteś o tyle, o ile piękna, nieoceniona pani Matyldo! — z nowém przymileniem wyrzekła pani S.
— Zawsze nie tyle dobra i miła, jak pani — odpowiedziała moja matka.
W ciągu téj arcy grzecznéj i czułéj rozmowy, słyszałam jakiś fałszywy ton, brzmiący w głosie mojéj matki, i pochwytywałam złośliwe błyski oczu pani S. Byłam pewną, że obie te panie mówiły nieprawdę i zdziwiłam się.
— Córka moja, Wacława — wymówiła moja matka, prezentując mię sąsiadce.
Pani S. orzuciła moję osobę takiém spojrzeniem,
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.