iż byłam pewna, że w tém mgnieniu oka porachowała wszystkie włosy na mojéj głowie i guziczki przy sukni, potém wyciągnęła do mnie rękę i rzekła:
— Bonjour, mademoiselle! oto są moje córki: panna Emilia i panna Zenona. Spodziewam się, że poznacie się z sobą bliżéj i poprzyjaźnicie.
Obie panny podały mi ręce i wtedy dopiéro uważniéj na nie spojrzałam. Były to młode dziewczęta w moim wieku, lub mało starsze ode mnie, ni ładne, ni brzydkie, białe, różowe z zadartemi noskami, wyprostowane, sztywne, bardzo modnie i kosztownie ubrane. Matka moja i pani S. usiadły na kanapie, ja i dwie panny na fotelach i zaczęła się rozmowa.
Z razu przecież ja i panny S. tworzyłyśmy milczącą trójkę; czułam, że wypadało mi rozpocząć z niemi rozmowę, ale nie wiedziałam od czego zacząć. Wybawiła mię z kłopotu panna Zenona, odzywając się:
— Pani długo była na pensyi?
— Ośm lat — odpowiedziałam.
— I zupełnie już pani pensyą ukończyła?
— Zupełnie.
— Jakże się pani wieś podoba?
Odpowiedziałam, że znajduję ją zachwycającą i na tém skończył się dyalog piérwszy.
Panny S. spuściły oczy i siedziały nieruchome.
Sama nie wiedziałam, jak mam dalszą zawiązać rozmowę i siedziałam, jak na rozpalonych węglach.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.