Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

— Naturalnie.
— Więc to pozycya pani S., a nie ona sama, siedziała tu na téj kanapie, jadła konfitury i słuchała komplementów, jakie jéj mówiłaś?
Zaśmiała się moja matka i żartobliwie uderzyła mię po twarzy.
— Naturalnie, moje dziecko — odrzekła — bo i któż chciał-by męczyć się nieznośną obecnością, pani S., gdyby nie posiadała w świecie takiéj, jaką posiada, pozycyi!
— A więc — spytałam jeszcze — gdyby pozycya jéj była jeszcze dwa razy wyższą, miała-byś, mamo, obowiązek być dla niéj dwa razy grzeczniejszą.
— Tak-by nakazywał zwyczaj, moja droga.
— Jaki to, moja mamo, nierozsądny i niesprawiedliwy zwyczaj! — zawołałam prawie z oburzeniem.
Moja matka długo na mnie patrzyła.
— I cóż cię w nim tak razi? — zapytała po chwili.
— Udawanie, kłamstwo, niesprawiedliwość — odrzekłam żywo. — Boć skoro grzeczność nasza i czułość ma w objawach stosować się do pozycyi tych, którym je okazujemy, to już choć-byśmy, nie wiem jak, żywe mieli uczucie względem nieposiadających takiéj pozycyi, musieli-byśmy znajdować się z nimi obojętnie. A jeżeli osoba, niżéj położona w świecie, tysiąc razy lepszą jest od téj, która wyżéj od niéj stoi? A jeśli ta, która stoi wyżéj, jest nam niesympatyczną, więc mimo to mamy dla piérwszéj chłód, dla drugiéj czu-