Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

ich szelesczące ogony u sukien przy szmerze téj rzeki, i czepce, o krochmalnych koronkach, przy tych szczytach wzgórz zielonych! Uśmiechnęłam się do téj mojéj myśli. Na sercu znowu mi było pogodnie i radośnie. Pomyślałam sobie, że już tak blizko znajduję się kuzynka Franusia! Kareta zjeżdżała z góry prędko, coraz prędzéj, a serce moje uderzało mocno, coraz mocniéj. Tuż, tuż staniemy przed gankiem. Jak téż to Franuś wybiegnie na nasze powitanie, portyerę otworzy, rękę mi poda z radością w błękitnych oczach! Jakie téż będzie piérwsze słowo, którém do mnie przemówi i co mu odpowiem? A babki? babki? toć nie widziały mię od lat dziewięciu? Jak znajdą mię teraz, jak się im spodobam?
Stanęliśmy przed gankiem. Zamiast Franusia, w drzwiach domu ukazał się wysoki i brodaty lokaj w czarnéj liberyi ze srebrnemi galonami i, uroczyście zstąpiwszy ze wschodów, otworzył portyerę karety.
Kuzynka nie było.
Wbiegłam za matką moją na ganek i zapuściłam wzrok niecierpliwy w głąb’ obszernego i ozdobnego przedpokoju.
I tam kuzynka nie było.
Weszłyśmy do sali jadalnéj z ciemnemi ścianami, długiéj, jakby przepaścistéj; obiegłam wzrokiem wszystkie jéj kąty.
I tu kuzynka nie było.
Miałam takie poczucie, jakby mi taflę lodu przy-