łożono do serca. Znalazłam się w wielkim salonie, bardziéj długim niż szerokim, który, przez tę nieprawidłowość form, wyglądał nakształt olbrzymiéj szuflady. Salon ten przerzynał dom w całéj jego szerokości, miał więc okna przeciwlegle do siebie położone i tak ocienione drzewami, że śród dnia był pogrążony w pół zmroku. Ciężkie firanki z ponsowego aksamitu, oszyte ciężką złotą frendzlą, opadały na szyby, bardziéj jeszcze tamując drogę dziennemu światłu. Szczególne umeblowanie salonu od razu uderzyło moje oczy. Pod każdą z dwóch ścian podłużnych stało po dwie jednostajne kanapy, pod temi czterema kanapami były rozesłane cztery zupełnie jednostajne dywany, a na dywanach, stało po sześć foteli, w zupełnie jednostajnym ustawionych porządku. Pomiędzy temi fotelami stały jednostajne stoliki, dźwigające cztery jednostajne lampy. Resztę przestrzeni, znajdującéj się pod ścianami, zajmowały krzesła rzędem ustawione. Ściany miały staroświeckie obicie błękitne, w złote gwiazdy; od sufitu spuszczał się ciężki żyrandol.
Tchu mi zabrakło w piersi, gdy weszłam do tego półciemnego salonu. Byłam pewna, że ktoś mię włożył w szufladę i zasunął do komody. Obiegłam jednak salon szybkiém wejrzeniem. Kuzynka w nim nie było.
W przyległym pokoju dał się słyszéć szelest
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/121
Ta strona została uwierzytelniona.