chwili spostrzegłam, że oczy jego oderwały się od dzwonka, przeszły na lampę, z lampy na ścianę, ze ściany na wysoką poręcz fotelu, na którym ja siedziałam, i po odbyciu téj podróży naokoło świata, zatrzymały się w miejscu, do którego dążyły, t. j. na mojéj twarzy. Jednocześnie stały się znowu bardzo błękitne, jakiemi widywałam je zawsze.
Pochwyciłam tę chwilę i odezwałam się:
— Jakże pięknie położony jest Rodów! — i mówiłam daléj o moim zachwycie nad piękną doliną, którą przy wjeździe oglądałam ze wzgórza. Im więcéj mówiłam, tém więcéj pogodniały oczy Franusia, zniknęło uprzednie jego zmieszanie, nie spuszczał ze mnie wzroku i uśmiech zaczął igrać na jego ustach.
Gdy skończyłam mówić, rzekł:
— O, jak kuzynka umiész odczuwać piękność natury! Jak żywemi skreśliłaś słowami krajobrazy, otaczające Rodów! Są one w istocie prześliczne. Ja, co się tu wychowałem, znam każdy kątek okolicy, jak rodzinne miejsce. Lubię o wschodzie dnia wchodzić na wzgórze i patrzéć, jak piérwsze promienie słońca przeglądają się w błękitnéj rzece, albo szeroko spozierać na ciemny bór sosnowy, pomiędzy którym...
Nagle urwał, bo usłyszał głos jednéj ze swoich babek, zwrócony do niego.
— Franusiu — mówiła — idź do pokoju mego i przynieś mi koszyk z robotą.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/127
Ta strona została uwierzytelniona.