Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

— W samém polowaniu, to jest w strzelaniu do zwierza, niewielką znajduję przyjemność, ale jest to przynajmniéj jakie takie zabicie czasu. Zresztą, gdzież można znaléźć milszą samotność, jak...
Znowu urwał nagle, bo druga babka przemówiła do niego:
— Franusiu, idź do mego pokoju i przynieś mi mój koszyk z robotą.
Porwał się z miejsca z takim samym, jak piérwszą razą, pośpiechem, poskoczył i przyniósł koszyczek, zupełnie podobny do piérwéj przyniesionego, z tą różnicą, że nie bawełną, ale włóczką był napełniony. Zaledwie jednak babka moja miała czas wydobyć z niego wielkie włóczkowe, wyrabiane szydełkiem kwadraty, gdy we drzwiach stanął galonowany lokaj z serwetą na ramieniu i uroczystym głosem wymówił:
— Podano do stołu.

XII.

Obiad był długi, sztywny, ceremonialny; dwaj lokaje na palcach chodzili około stołu, roznosząc półmiski; matka moja z właściwą sobie wprawą i dowcipem podtrzymywała rozmowę; ja w milczeniu siedziałam naprzeciw Franusia, który milczał także.
Po obiedzie, ceremonialnym porządkiem wróciłyśmy do salonu, babki moje i matka znowu zasiadły