Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

Mimochodem spojrzałam w okno. Słońce zachodziło prześlicznie i różowemi promieńmi zaścielało aleę ze starych jodeł, ciągnącą się od ganku wzdłuż ogrodu. Posłyszałam świergot ptastwa i cichy szmer listków w gęstwinie, utworzonéj pod oknem z akacyi i jaśminu.
— Kuzynku, prowadź mię do ogrodu — zawołałam.
Na twarzy Franusia odmalowało się przerażenie.
— To niepodobna — odrzekł półgłosem — ciotki wzięły-by za złe, jeśli-byśmy sam na sam poszli do ogrodu.
Rozśmiałam się prawie głośno.
— Ależ to być nie może! — zawołałam — tak ci się tylko zdaje, kuzynku; bo i cóżby w tém złego było?
To mówiąc, zbliżyłam się do stołu, przy którym siedziały babki i, wziąwszy rękawiczki, zaczęłam je wkładać na ręce.
— Dlaczego-to Wacia wkłada rękawiczki? — spytała babka Hortensya — podnosząc oczy od frywolitków.
— Pójdę do ogrodu, moja babciu — odpowiedziałam.
Znowu utkwiła we mnie z bacznością swoje piwne oczy.
— Dobrze wychowana panna nigdy nie oddala się od starszych osób — wyrzekła z oschłą uroczy-