Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

po nie choćby o północy! Ale dlaczego takiém jest jego przeznaczenie? Zajęta témi myślami, wyszłam do sali jadalnéj i zobaczyłam... fortepian. Rzuciłam się ku niemu, tak, jak się rzuca w objęcia dobrego przyjaciela, spotkanego na ziemi wygnania. Uderzyłam w klawisze, odpowiedziały mi dźwięcznie i przeciągle, bo wysoki sufit sali wyborny dawał rezonans tonom. Przebiegłam klawiaturę szybkim passażem i zaczęłam rozmawiać z fortepianem. A naprzód opowiedziałam mu minorowemi akordami, że spotkał mię zawód wielki... straszny... Wyjeżdżałam z domu prześlicznym porankiem i myślałam, że cały dzień będę chodziła z kuzynkiem po obszernym ogrodzie moich babek, pod słońcem wiosenném, pod sklepieniem jodeł ciemno-zielonych, że pójdę potém z kuzynkiem w dolinę, na wzgórze; będziem razem rwali fijołki, których tam tyle, i będziem śmiać się, rozmawiać, patrzéć na siebie, aż wieczór zabłyśnie złotemi gwiazdami, na które razem oczy podniesiem, a ja wtedy opowiem kuzynkowi, że daleko na świecie kędyś mam ojca, co rozumié Boga, królującego tam w górze!... O takim dniu marzyłam, wyjeżdżając z domu. I otóż, co mnie spotkało? Kuzynka, który panował w tych marzeniach moich, nie znalazłam; na jego miejscu był kto inny!
Tamtego wyobrażałam sobie wesołym, dowcipnym, zręcznym, pewnym siebie; tego zobaczyłam zmieszanym, niezgrabnym, pokornym. Tamten zrywał mi