mówić nie może bez przykrego wzruszenia — z wyrzutem rzekła babka Ludgarda.
— Mój Boże! — oschle odpowiedziała piérwsza — i cóż powiedziałam innego, jak to, co mówiłam jeszcze przed ślubem Matyldy? Byłam zawsze tego zdania, że robi mezalians, wychodząc za uczonego wyrobnika, a czas pokazał, że miałam słuszność...
— Ciociu — przerwała moja matka, głosem, który drżał trochę.
Babka Hortensya nie dała jéj mówić daléj. Podniosła nieco głos i mówiła oschléj jeszcze i wyniośléj, niż wprzódy:
— Kiedy wychodziłaś za mąż, Matyldo, byłaś w tym wieku, w jakim jest dziś twoja córka; rozkochałaś się w człowieku, który imię wysmażył sobie w retortach, a chleb zdobywał, bakałarząc w uniwersytecie i rozlewając po papierze rzeki atramentu. Rozkochałaś się w nim i poszłaś za niego, bo nie miałaś rodziców, którzy-by ci tego zamążpójścia wzbronić mieli. Ale przypominasz sobie, że ja, jako najbliższa opiekunka twoja, mówiłam, zawsze, iż ten maryaż nie przyniesie ci szczęścia. Najlepiéj jest, jeśli ludzie łączą się z podobnym sobie, a my, które rodem, majątkiem, wychowaniem stoimy na wysokich szczeblach społeczeństwa, powinnyśmy w naszéj klasie mężów sobie wybierać.
— A jeśli w téj klasie nie znajdzie się odpowiedniéj partyi? — zapytała przeciągle babka Ludgarda.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.