Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

kszą, niż przedtém, czułam duszność; odprawiłam prędko Zosię, narzuciłam na siebie lekki penioar i otworzyłam okno.
— O! mamże was przecie, gwiazdeczki śliczne, co tak mile mrugacie na szafirowém sklepieniu! — zawołałam w myśli. — Mam cię, szmerze jodeł starych! mam cię, powiewie wiatru letniego, ciepły, orzeźwiający!... Nie puszczano mię do was, zamknięto mię w komodzie na klucz zwyczaju, który wzbrania dobrze wychowanéj pannie przechadzać się po ogrodzie bez towarzystwa starszych osób; ale oto teraz otworzyłam moję szufladkę i widzę was, jodły czarne, czuję cię, powiewie wietrzyka, kocham was, gwiazdeczki!...
Zniknęły mi z pamięci babki, Hortensya i Ludgarda, zapomniałam o frywolitkach i kwadratach, przestałam nawet myśléć o kuzynku, dźwięczne imię Agenor nie brzmiało już w moich uszach. Przechyliłam głowę na dłoń, tak, aby oko w oko módz patrzéć gwiazdom, ścigałam uchem szmer drzew ogrodowych, wietrzyk łagodny rozwiewał mi włosy i pieszczotliwie muskał po twarzy...

XVI.

Nazajutrz rano, gdy weszłam do salonu, babka Hortensya robiła już frywolitki, a nowy kłębuszek bawełny, który rozwijała, dał mi poznać, że Franuś był