Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

już z powrotem z miasteczka. Zaraz po przywitaniu, babka Ludgarda dała mi do robienia jeden ze swoich włóczkowych kwadratów, a matka moja wzięła do ręki książkę i w głos czytać zaczęła. Był to jakiś romans francuzki; zajął mię trochę z razu, ale potém całą myśl moję kłopotało pytanie: dlaczego kuzynek Franuś nie przychodzi nam powiedziéć „dzień dobry”? — Czyliż-by mu było wzbronioném wchodzić do salonów bez pozwolenia babek! — pomyślałam. — Ależ to okropnie! Jakież jest stanowisko jego w tym domu?
Dopiéro, gdy oznajmiono podane śniadanie, babka Ludgarda wyrzekła do lokaja:
— Poprosić pana Franciszka.
Sądzę, że gdyby nie było tam babki Ludgardy, Franuś nie byłby wcale wezwany do towarzystwa, bo babka Hortensya zdawała się wcale nie wiedziéć o jego w domu pobycie. Naturalnie z zaczęciem śniadania nie czekano jego przyjścia. Siedziałyśmy już u stołu, gdy Franuś wszedł i po przywitaniu zajął miejsce w milczeniu. Przypatrywałam się mu nieznacznie. Był bardzo blady, powieki miał nieco zarumienione i na twarzy wyraz przygnębienia. Zamiast, jak zwykle bywało, szukać mego wzroku, zdawał się go unikać, trzymając oczy spuszczone na talerz. Uwagi te moje były przerwane zwróconą do mnie mową babki Hortensyi:
— Waciu — rzekła, patrząc na mnie bystro swe-