Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.

obojętnie tymczasem krajała kotlet na talerzu. Zrozumiałam wtedy, że stosunek dwóch sióstr nie był tak patryarchalnym, jak się wydawało. Potwierdziło mię w tém mniemaniu spojrzenie, rzucone na babkę Ludgardę. Złożyła ona nóż i widelec, przestała jeść i smutnie spoglądała na miejsce, gdzie wisiała wprzódy klatka z ulubionemi snać jéj kanarkami.
— Dziwna rzecz! — pomyślałam sobie — wszystkie osoby, któro spotkałam dotąd w świecie mojéj matki, mają jakby dwie twarze, jednę zwyczajną, wesołą, drugą smutną. Matka moja, kuzyn, panny S., babka Ludgarda, wszyscy oni miewali chwile, w których wydawali się smutni, a jednak czegoż im brakło? Mieszkali w takich pięknych pokojach, nosili ładne stroje, zasiadali do stołów z obfitemi zastawami, a jednak bywali smutni?
Więc w atmosferze tego świata, w który wstąpiłam, jest coś, co niewidzialnie rani serca ludzkie? Czyliż i ja będę miała także z czasem dwie twarze: jednę z uśmiechem, drugą z chmurą?
Po śniadaniu, gdyśmy przeszli do bawialnego salonu, spostrzegłam wyraźnie we Franusiu wielką chęć zbliżenia się do mnie, połączoną z pewną nieśmiałością. Dzień był pochmurny, dżdżysty i w salonie zmrok prawie zupełny panował. Usiadłam tedy z szydełkiem i z kwadratem babki Ludgardy pod oknem, z czego zapewne korzystając, kuzynek, przysiadł się do mnie. Uważałam jednak, że wprzódy