Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.

krążył koło mnie parę minut i z pod oka rzucał nieśmiałe spojrzenia na babkę Hortensyą.
— Kuzynek jakiś nie swój dzisiaj — zagadnęłam go, widząc, że nie może się zebrać na rozpoczęcie rozmowy.
— Owszem, kuzynko — odpowiedział półgłosem — ja zawsze jestem taki... tutaj.
Siedzieliśmy tak oddaleni od reszty towarzystwa, że nikt posłyszéć nie mógł naszéj rozmowy.
— Dlaczegóż tutaj kuzynek inny jest, niż gdzieindziéj? — spytałam ciekawie.
Kilkanaście sekund upłynęło od mego zapytania, Franuś nie odpowiadał. Podniosłam oczy od roboty, żałując, żem mu to pytanie zadała. Wzrok kuzynka był wlepiony w ziemię, czoło nachmurzone. Chciałam zmienić przedmiot rozmowy i obejrzałam się wkoło. Salon, dziwnie posępnie wyglądał. Środek jego tonął w zupełnym prawie cieniu, a tylko dwa jego końce rozświetlone nieco były szarawém światłem, wnikającém przez okno.
— Czy znajdujesz, kuzynku — rzekłam — że salon ten jest bardzo posępny?
— Bywają pewne położenia ludzkie jeszcze posępniejsze — odpowiedział.
Postanowiłam koniecznie wprowadzić rozmowę na tor weselszy.
— Opowiedz mi, kuzynku — ozwałam się najswo-