Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

życzenie ostatnie listki, które trzymały się jeszcze na kwiatku mojéj życzliwości dla Franusia. Tęsknota ta jednak za powrotem do domu minęła mię od razu, gdy przy obiedzie babka Hortensya ozwała się do mojéj matki:
— Będziemy miały jutro wiele gości, Matyldo.
— I kogoż ciocie spodziewają się na jutro? — zapytała obojętnie moja matka.
— Naprzód, jak zwykle w niedzielę, po nabożeństwie przyjedzie do nas Proboszcz i Rudolf z żoną i córką.
Przy wzmiance o panu Rudolfie i jego rodzinie, fałdy na czole mojéj matki zagłębiły się nieco. Babka mówiła daléj:
— Oprócz tego pan Agenor W., spotkawszy nas przeszłéj niedzieli przed kościołem, bardzo grzecznie oświadczył, iż za tydzień nie omieszka nam złożyć swego uszanowania.
Fałdy na czole mojéj matki zniknęły prawie całkiem. Mimowolne przelotne spojrzenie rzuciła na mnie. Ja poczułam rumieniec na twarzy. Dotąd nie wiem, dlaczego zarumieniłam się wtedy na wspomnienie o nieznanym człowieku. Był to zapewne skutek dosłyszanéj przed wczoraj rozmowy.
Wieść ta o jutrzejszych gościach rozweseliła mię. Po obiedzie, zapomniawszy zupełnie o przestrogach babki Hortensyi, zaczęłam wiele mówić, śmiać się i figlować z kuzynkiem. Raz okręciłam mu wkoło