ręki włóczkę od kwadratu babki Ludgardy, drugi raz zagrodziłam mu drogę fotelem, gdy przechodził przez salon. Spostrzegłam wprawdzie parę razy utkwione we mnie surowe oczy babki Hortensyi, ale tak się czułam wesołą, tak wreszcie zmęczyły mię trzy dni, spędzone na robieniu kwadratów i dystyngowaném chodzeniu po salonie, że nie mogłam się powstrzymać od swawoli. Widziałam zresztą, że matka mi jéj nie przygania, bo patrzyła na mnie z uśmiechem i była w wybornym humorze. Wybiegłam do sali jadalnéj, Franuś wszedł tam za mną. Zdawało się, że wesołość moja rozpromieniała go i dodała mu śmiałości. Stał się trochę podobniejszy do tego kuzynka, którego poznałam w domu mojéj matki. Oczy jego znowu rozjaśniały, czoło rozpogodziło się. Gdy zobaczyłam go takim, pozostałe listki na kwiatku mojéj życzliwości dla niego zaczęły się poruszać i szeptać mi do ucha miłe o kuzynku rzeczy.
Wzięłam go poufale pod rękę i zaczęliśmy chodzić szybko w koło wielkiego stołu, postawionego na środku sali.
Przechadzka ta nasza przypomniała mi jednę z chwil, które w dzieciństwie spędziłam razem z Franusiem.
— Czy pamięta kuzynek — rzekłam — jak to, będąc jeszcze dziećmi, bawiliśmy się w chowanego? Ja chowałam się a kuzynek mnie szukał i nawzajem.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.