pamięcią wszystkie chwile niewinnych wzruszeń, jakich doświadczyłam, rozmawiając z kuzynkiem i patrząc na jego błękitne oczy, wszystkie chwile marzeń moich o nim w alkowie, przy drżącém świetle białéj lampy, wszystkie chwile tęsknoty za nim, gdy odjechał z domu méj matki, a ja dumałam o nim w cienistych alejach mego ogrodu. Zgarnęłam pamięcią wszystkie te chwile, razem z opadłemi listkami kwiatka sympatyi, i pogrzebałam je w głębi serca. Była to piérwsza mogiła, która się w mém sercu podniosła... zadumałam się nad nią smętnie i pomyślałam: czy wiele jeszcze takich mogił powstanie nad kwiatami z mego bukietu?...
Długo, długo w noc myślałam o Franusiu, o jego dziwném położeniu, którego jeszcze dobrze zrozumiéć nie mogłam, o jego niezrozumiałéj do mnie nieśmiałości i pokorze; czułam, że musi być bardzo nieszczęśliwy i tak się nad nim litowałam, żem zapomniała nawet o jutrzejszéj wizycie nieznanego pana Agenora i o tém, że nazajutrz miałam poznać wiele nowych osób.
Na godzinę przed południem, przed ganek domu zajechała kareta moich babek; wielka, staroświecka, nie tak leciuchna i milutka, jak nasza, ale kosztowniejsza i cała błyszcząca od srebrnych ozdób. Cią-