Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.

surdutach, z głębokiém uszanowaniem uchylali kapeluszów; damy pięknie ubrane, z parasolkami w ręku, z uśmiechem pełnym uprzejmości skłaniały głowami. Babki moje i matka odpowiadały tym wszystkim powitaniom lekkiemi ukłonami, a ja, nie znająca nikogo, szłam, czując, że się rumienię pod tém mnóztwem spojrzeń, ale zarazem nieznane dotąd, przyjemne uczucie mię ogarniało. Piérwszy raz widziałam, jak na pozory dostatku i wytworności ogólna zwraca się uwaga, jak ogólne otacza je uszanowanie. Piérwszy raz miałam przebłysk pojęcia, czém jest ta pozycya społeczna, o któréj tyle słyszałam i dla któréj młode panny robią dobre partye, wychodząc za mąż za ludzi bogatych...
W kościele przed wielkim ołtarzem lokaje rozesłali dywany, postawili na nich cztery krzesła i podali nam książki do nabożeństwa. Usiadłyśmy, a jednocześnie proboszcz, wyraźnie oczekujący na nas z rozpoczęciem nabożeństwa, w kościelnych szatach wyszedł z zakrystyi. Po kościele rozlały się poważne tony organów, ksiądz śpiewał u stopni ołtarza, rozlegały się dzwonki znaczące momenta odprawiającéj się ofiary, ale ja nie modliłam się... tak, nie modliłam się wcale. Z drugiéj strony balustrady, za którą siedziałyśmy, stał cały rząd mężczyzn, sąsiadów naszych zapewne. Nie wiedziałam, czy byli oni starzy, czy młodzi, bo raz tylko rzuciłam wkoło okiem, a potém nie śmiałam już wzroku oderwać od książki,