Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

gi, tak, że pokazywały się z za nich dwa rzędy białych, drobnych i ostrych zębów. Nie wiem dlaczego, ale za każdym razem, gdy pokazywały się te zęby, zdawało mi się, że wujenka serdeczną czuła ochotę ukąsić niemi kogoś. Może tak było dlatego, iż białość ich odbijała rażąco od śniadéj cery i czarnych włosów i oczu. Najwięcéj jednak zajęcia wzbudziła we mnie córka ich, Rozalia, a moja u stołu sąsiadka. Była-to dwudziestokilkoletnia panna, wzrostem przenosząca mię o pół głowy, lubo i ja do rzędu nizkich zaliczać się nie mogłam. Szczupła w pasie, szeroko rozwinięta w ramionach, posiadała-by postać wyniosłą i nakazującą, gdyby nie dobrowolne, jakby umyślne a ciągłe opuszczanie głowy na piersi. Głowa ta za małą trochę była, stosownie do wysokości wzrostu, ale niedostatek ten nagradzało bogactwo włosów kruczéj czarności, w kilku grubych warkoczach, opadających na szyję i ramiona, a z pogardliwém jakby zaniedbaniem odrzuconych w tył nad czołem śniadém, gładkiém, o regularnych zarysach. Oczy Rozalii były wielkie, ściągłe i czarne, ozdobione długiemi rzęsami, rzucającemi na delikatne i śniade jéj policzki tém gęstsze cienie, że powieki najczęściéj były spuszczone. Za to brwi jéj, wązkie i gęste, podnosiły się nad oczyma w harde łuki, a nos prosty, kształtny, miał dumne, ruchome i rozdęte nieco nozdrza. Nad ponsowemi wypukłemi wargami porastał drobny, czarny puszek, a na lewym policzku czerniała