pan Rudolf — ma silny umysł i zacne serce, którém kocha nieszczęśliwych, a pobłaża występnym...
— Ojcze! — przerwała Rozalia, tak samo, jak piérwéj, składając ręce — ojcze! czy sądzisz, że babcia Hortensya może się mylić? a jeżeli tak nie sądzisz, dlaczego jéj zaprzeczasz?
Pan Rudolf znowu przeciągnął dłoń po czole i oczach i zamilkł.
Wyraźnie spostrzegłam, że człowiek ten był cały pod władzą żony swéj i córki, a mianowicie ostatniéj. Jakiś dramat bolesny brzmiał w jego głosie, malował się w zapadłych, pozbawionych blasku, oczach i na wyniosłém znać niegdyś czole, które teraz, mnóztwem bruzd poorane, pochylało się z przygnębieniem pod ostrém spojrzeniem dwóch kobiet.
Obiad się skończył i roznoszono kryształowe kubeczki z ciepłą wodą do płukania ust. W téj saméj chwili na dziedzińcu zaturkotały koła.
— Kto to przyjechał? — zapytała babka Hortensya lokaja, który spojrzał w okno.
— Pan Agenor W., była odpowiedź.
Ręka moja, w któréj trzymałam kubeczek z wodą, zadrżała.
Byłam pewna, że się rumienię, ale, nie chcąc pokazać mego zmieszania, podniosłam oczy i, szukając dla nich punktu oparcia, spojrzałam na Rozalią.
Głęboki rumieniec pokrył twarz jéj śniadą i spływał aż na szyję, ale w mgnieniu oka zastąpiła go
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/177
Ta strona została uwierzytelniona.