Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.

ło, niezbyt wysokie, ale szlachetnych linii, i takież faworyty, po angielsku rozdzielone. Pod małym wąsikiem, wedle najświeższéj mody zakręconym w dwa długie rożki, ponsowiały usta, o cienkich, delikatnych wargach i takim samym mądrym i dowcipnym uśmiechu, jakim był wyraz spojrzenia. Gdy podawał mi białą, wykwintną, o długich palcach rękę, tęczowym połyskiem błysnął przede mną wielki brylant jedynego, jaki nosił, pierścionka. Skłonił się i, nie spuszczając ze mnie wzroku, wymówił:
— Nie powiem pani, że z jéj przybyciem horyzont naszéj okolicy nową przyozdabia się gwiazdą; nie powiem także, iż jéj zjawienia się między nami oczekiwaliśmy, jak miłośnicy kwiatów oczekują o wschodzie dnia rozkwitu lilii białéj; nie powiem pani tego wszystkiego, lubo-bym mówił szczerą prawdę, gdyż posądzić byś mię pani mogła o używanie próżnych komplementów i oklepanych frazesów. Ale nie mogę powstrzymać się od wyrażenia, że ci, którzy oczekiwali gwiazdy, zobaczą słońce, a ci, co wyglądali rozkwitu pięknéj lecz pospolitéj lilii, ujrzą pojawioną między nami wspaniałą ozdobę dalekich krain.
Wymówił to tonem łatwym, lekkim, nawpół żartobliwym, nawpół głębokim. Głos jego miał brzmienie czyste, pełne odcieni i modulacyi, niby z doskonałą mechaniką instrument, z którego mistrzowska ręka wywołuje kameleonową grę tonów. Byłam onieśmielona, a zarazem przejęta niewypowiedzianém i niepo-