Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

tlające nawpół salon, jak najmniéj na twarz jéj padało i na amarantowém tle jéj fotelu widać było tylko kibić jéj kształtną, wyprostowaną i pokornie spuszczające się, śniade, marmurowe, spokojne czoło.
Pomiędzy temi wszystkiemi osobami zdawały się uwijać niewidzialne jakieś duchy tajemnych rywalizacyi, pokrytych przezroczystą powłoczką światowéj grzeczności, niechęci, graniczących z nienawiścią, a chowających się pod płaszczyk salonowéj etykiety, rozlicznych dolegliwości, starannie zamkniętych w piersi, których koniuszczki wyglądały raz po raz przez oczy, lub wypływały na chmurach, przesuwających się po czołach, w mgnieniu oka spędzanych pamięcią na przyzwoitość. Pokrewne imiona, któremi obdarzały się wzajemnie te wszystkie osoby, nie wychodziły z ich ust ciepło i serdecznie, ale wyglądały raczéj, jak etykietalne tytuły, dawane w imię zwyczaju i posłuszeństwa ślepego raz przyjętéj formie mówienia. Nie wiem już, jaki wrodzony instynkt badania i zaglądania w głąb’ wszystkiego, co mię otaczało, dał mi spostrzedz te wszystkie cechy towarzystwa, w jakiém byłam. Widziałam wyraźnie, że pani Rudolfowa, dla przyczyn, o których nie wiedziałam jeszcze wtedy, pochlebiała babce Hortensyi i grała przed nią kłamaną jakąś rolę; że matka moja zimną i dumną swą postawą protestowała przeciwko téj uniżoności i pokorze; że babka Ludgarda była zatopioną w smutnych ja-