kichś myślach, które widocznie biegły w przeszłość; że pan Rudolf, obok żony i córki, istot, które miały mu być najbliższe, czuł się samotnym i nieszczęśliwym; że w cieniach mknących po twarzy Rozalii i w pokorze jéj postawy, a marmurowym spokoju czoła, leżała tajemnica jakaś dziwna; że kuzynek Franuś czuł się upokorzonym i nie na swojém miejscu; że, słowem: że żadna z tych osób nie była sobą; że każda z nich nosiła w piersi inne uczucia, niż te, które objawiały się w twarzy i słowach; że nie było między niemi ani dwóch serc, spojonych szczerą sympatyą lub przyjaźnią; że wszystkie one zebrały się tutaj, nie przez pociąg i wzajemne upodobanie w sobie, ale w imię niepojętego wówczas dla mnie interesu, albo posłuszeństwa zimnéj, despotycznéj etykiecie.
W przeciągu kilku minut spostrzegłam to wszystko, dojrzałam nawet rzeczy, których znaczenia nie rozumiałam jeszcze; niemniéj jednak, od tego chłodu, od tego przymusu, od téj dwulicowości osób mię otaczających, i na moje serce spadł przymus i ciężar. Siedziałam obok mojéj matki, zmieszana, zdziwiona własnemi uwagami; a, pamiętna na przestrogi babki Hortensyi i owiana atmosferą, jaką oddychałam, czułam sama, że byłam wyprostowana i sztywna bardziéj może jeszcze, niż to jest wymaganém od dobrze wychowanéj panny.
I powtarzam: dziwnie-byśmy tam wyglądali wszyscy, gdyby nie obecność pośród nas pana Agenora.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/184
Ta strona została uwierzytelniona.