Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/186

Ta strona została uwierzytelniona.

nie mogłam pojąć, jakim sposobem myśl o nim zajęła kilka tygodni mego życia. Błękitne jego oczy wydały mi się blade i bez życia, przy żywych, pełnych dowcipu i blasku źrenicach pana Agenora; on sam dziwnie mały, niezręczny, niepokaźny, przy świetnéj, wysokiéj, śmiałéj jego postaci.
Gdy, po godzinie rozmowy, babka Hortensya zaproponowała przechadzkę i wszyscy wyszliśmy do ogrodu, gdy różowe promienie zachodzącego słońca padły na twarz pana Agenora i bladość jego ożywiły ruchomą grą świateł, uznałam, że w piękności, dowcipie, powabie, przechodzi on o wiele bohatera powieści, o którym na pensyi śniłam dwie noce z rzędu. Kuzynek Franuś na daleki bardzo plan cofnął się w pamięci mojéj, a pan Agenor nie miał już w wyobraźni mojéj rywala.
Stałam się mówną, ożywioną, czułam, że byłam dowcipną, słowa potokiem cisnęły mi się do ust, majowe powietrze, owiewając twarz moję rozkosznie, sprowadzało na policzki rumieńce, w oczy wsypywało iskry.
Widziałam, że matka moja ściga mię pełnemi macierzyńskiéj radości oczyma, że nawet babka Hortensya mniéj surowo na mnie spogląda, że za to pani Rudolfowa, coraz częściéj pokazuje swe białe zęby, a przy spojrzeniu na mnie pana Rudolfa czoło jego mniéj chmurném się staje.
Widziałam to wszystko i po raz piérwszy zapra-