gnęłam wzmódz sprawione na otaczających wrażenie. Pozwoliłam jednemu z moich loków, aby mi opadł na czoło i wązkiemi nićmi wił się po twarzy płonącéj; stąpałam tak, aby moja różowa sukienka płynęła za mną malowniczą falą, usta otworzyłam pół-uśmiechem, bo widziałam już w lustrze, że w takim razie były one najpiękniejszemi.
Szłam wsparta na ramieniu Rozalii; obok mnie postępował pan Agenor, prowadząc rozmowę, złożoną z urywanych frazesów, sypiących się jak grad iskier, i pół-uśmiechów, migocących po twarzy. Przechodziliśmy około pysznie rozkwitłego krzaku róż białych. Byłam tak pewna siebie, takie poczucie swobody i panowania mnie ogarniało, że, zerwawszy dwie róże, jednę z nich przypięłam do czarnych koronek, zdobiących mój stanik, drugą zaś ośmieliłam się podać panu Agenorowi z uśmiechem, mówiąc:
— Ze słów, któremi mnie pan powitałeś, wnoszę, że lubisz kwiaty. Daję więc panu tę różę, jako mój kwiat ulubiony.
Przypiął sobie różę do klapy ubrania i odpowiedział z ukłonem:
— Uszczęśliwiasz mię pani! — potém dodał półgłosem:
— W istocie, dzień ten do najszczęśliwszych mego życia policzę.
Ręka Rozalii znowu dziwnie ciężko zawisła na mojém ramieniu. Milcząca dotąd, podniosła oczy i ze
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/187
Ta strona została uwierzytelniona.