Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/192

Ta strona została uwierzytelniona.

jak zwykle, tylko pierś jéj falowała przyśpieszonym oddechem, nozdrza rozdęły się, wargi sponsowiały tak, że krew zdawała się z nich tryskać. Nie podniosła jednak powiek ani razu i ani razu nie spojrzała na pana Agenora. Porównałam ją w owéj chwili do posągu, przedstawiającego spokój i pokorę, którego wnętrze rozpierał niecierpliwy, kipiący, rwący się do wybuchu płomień. A ja? ja byłam olśniona, ogłuszona, upojona, w głowie czułam szum i zawrót; miałam takie poczucie, jakby mię porywał czarnoksiężnik jaki i na rozpostartém skrzydle unosił w kraje podniebne. Gwałtownie zarumieniłam się, ale nie radość, tylko trwoga ścisnęła mi serce...
W połowie wieczora nagle babka Hortensya, rozweselona jak nigdy, ozwała się:
— Jeśli państwo zechcecie przyjąć podobną propozycyą od dwóch poważnych matron, nie mogących zbyt wesołéj dostarczyć wam zabawy, to zapraszamy was wszystkich na kilkodniowy pobyt w Rodowie.
Na ten wniosek całe towarzystwo się poruszyło. Pani Rudolfowa podniosła do ust rękę babki Hortensyi i, jąkając się, wyrzekła, że nie spodziewała się tak długiego pobytu w Rodowie i nie wzięła z sobą potrzebnych rzeczy.
— Franuś każe sobie jutro założyć parę koni i przywiezie wam wszystko, czego będziecie potrzebowali — odrzekła babka, zwracając się do Franusia, który przez cały wieczór siedział w kątku milczący.