Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

uczynił, na którym dukaty — to gwiazdy, piękność nadające, i wschody, po których wstąpić można do przybytku szczęścia...
Zaśmiała się, a na czole pana Agenora znowu zjawiła się tajemnicza przykra zmarszczka. Po obiedzie, na parę godzin przed zachodem słońca, zajechały przed ganek powozy odkryte i masztalerz ze stangretami trzymał za uzdy trzy piękne wierzchowce, które w stajniach moich babek stały do rozporządzenia gości.
Rozalia wyszła na ganek, wsparta na ramieniu pana Agenora, który ją prowadził, ubrana w czarną amazonkę, z piórem powiewającém na kapelusiku. Wyglądała bardzo pięknie, rumieniec krasił śniade jéj policzki, uśmiech błądził po ponsowych wargach.
Pan Agenor podawał jéj strzemię; wydało mi się, że długo i mocno oparła się o jego ramię, potém lekko wskoczyła na konia.
Panowie siedli téż na koń, a ja z babką Hortensyą, moją matką i panią Rudolfową, wsiadłam do powozu. Babka Ludgarda dnia tego nie wychodziła wcale ze swego pokoju i mówiono, że jest trochę słabą, a pan Rudolf wyszedł na oddaloną samotną przechadzkę i jeszcze nie wrócił.
Dopóki przebywaliśmy malowniczą dolinę, jeźdźcy trzymali się w blizkości powozu. Pan Agenor bardzo pięknie siedział na koniu; znać było, że przywykł był kierować najdzikszemi rumakami, bo od niechcenia