Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/201

Ta strona została uwierzytelniona.

ganek szwajcarskiego domku, Rozalia zbiegła ku mnie i pochwyciła obie ręce moje. Oczy jéj przytém błysnęły tak, że aż się zlękłam prawie.
— Jakże żałuję cię, droga kuzynko — zawołała, że nie umiész jeździć konno! wierz mi, że to wielka, wielka przyjemność.
— O, bardzo temu wierzę — odpowiedziałam — czując sama, że w głosie moim ostry dźwięk zabrzmiał.
— O, ty się pewno będziesz obawiała jeździć konno — ciągnęła Rozalia, ściskając ciągle moje ręce i wpijając we mnie spojrzenie o przeszywającym nawskroś blasku. — Jesteś delikatna, drobna; twoja postać nie wydała-by się nawet dobrze na koniu; płeć masz białą i przezroczystą, mogła-byś się opalić, a tak jesteś szczęśliwą, jak każda bogata panna. Musisz się więc śmiertelnie obawiać niebezpieczeństwa, bo konna jazda niebezpieczną być może. Jeżdżąc konno, mogła-byś spaść z konia i uderzyć się swoją piękną główką o jaki brzydki, twardy kamień przydrożny, albo złamać tę rączkę delikatną i białą! O! ty, kuzynko, obawiała-byś się śmiertelnie jeździć konno.
Uwolniłam ręce z jéj uścisku i odpowiedziałam:
— Przeciwnie, kuzynko, śmiertelnie obrażoną jestem tém, że posądziłaś mię o tchórzowstwo.
Potém zbliżyłam się do mojéj matki i, całując ją w rękę, rzekłam:
— Moja mamo, pozwól proszę, abym nauczyła się konnéj jazdy.