Rozalia. — Ja tak ją kocham, że z całéj duszy pragnęła-bym, aby miała sposobność wypróbowania swéj siły na rozhukaném jakiém sercu...
— Dziękuję ci za to życzenie, kuzynko — odpowiedziałam — ale przelewam je całkiem na ciebie, bo, co do mnie, lubię nadewszystko serca spokojne...
— Tak przezroczyste, jak kropla rosy, tak ciche, jak niebo poranne, nie prawdaż? a może jeszcze tak skromne, jak fijołek, kryjący się w trawce, i tak rzewne, jak słowik, śpiewający przy blasku księżyca! O, kuzynko! jakąż poetyczną masz duszę! jakże cię kocham! Ale cóż się stanie z pięknością salonów, dla których przeznaczoną jesteś, i z rozhukaném sercem, które dla ciebie jest przeznaczone?
— W salonach umieszczę ciebie, Róziu, na tronie amarantowym, bo kolor ten przypada ci do twarzy: rozhukane zaś serce złożę w twoję rączkę, która dziś umié tak dzielnie władać rozhukanym wierzchowcem śród gęstwiny leśnéj.
Rozalia spuściła pokornie powieki, uśmiechnęła się słodko i, zbliżywszy się do mnie, objęła czule moję kibić.
— Dziękuję ci, mój aniołeczku — wyrzekła i na policzku moim wycisnęła pocałunek. — Przytém oczy jéj błysnęły tak, że aż zlękłam się prawie.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/203
Ta strona została uwierzytelniona.