Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/229

Ta strona została uwierzytelniona.

szczególniejsze przedstawiać sprzeciwieństwo. Moja powierzchowność, uczucie moje, wyobraźnia, myśli, rozmowa, były podobne do wiosny, tylko co na świat zstępującéj, słonecznéj, śpiewającéj, pełnéj nadziei, radośnéj, kiedy niekiedy tylko zaćmionéj obłoczkiem, niosącym zaledwie przypomnienie odległych, za krańcami horyzontu jeszcze kryjących się, chmur. Rozalia przypominała sobą cichy skwar dnia letniego, napełniony elektrycznością burz, wiszących czarnemi chmurami i od czasu do czasu przerywających niebo żółtym blaskiem błyskawic. Porównanie to musiał czynić pan Agenor, gdy z niéj na mnie przenosił oczy, a snać miło mu było odetchnąć wiośnianą atmosferą, bo gdy patrzył na mnie, twarz jego nabierała wyrazu pogody, a oczy mówiły mi wyraźnie, że uwielbia wiosnę, świeżość jéj, śmiech i swobodę. Im więcéj i wyraźniéj przemawiały w ten sposób oczy pana Agenora, tém posępniejsze cienie zsuwały się na twarz Rozalii, a zarazem tém pokorniéj spuszczała ona głowę i tém słodszy uśmiech na jéj ustach osiadał.
Nagle, w chwili, gdy uniesiona żywością rozmowy roześmiałam się długo i głośno, spojrzała na mnie i ozwała się po raz piérwszy:
— Kuzynko! jakże powolnego i spokojnego masz wierzchowca!
— W istocie — odrzekłam — Błyskawica jest nieocenioną, głos mój nawet rozumie.