Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/230

Ta strona została uwierzytelniona.

— I któż-by mógł być nieposłusznym głosowi pani! — ozwał się pan Agenor.
— Daleko-by ci przyjemniéj było, kuzynko, gdybyś jechała na bystrzejszym koniu — ciągnęła Rozalia.
— Błyskawica jest pełném ognia i bystrości zwierzęciem, a staje się łagodną i spokojną pod wpływem ręki panny Wacławy — odparł znowu pan Agenor.
— Wszechmocna to ręka! — zawołała Rozalia — ale pragnęła-bym bardzo zobaczyć w Błyskawicy ten ogień, o którym pan mówisz, a w ręku kuzynki tę siłę, jaką pan jéj przyznajesz!
To mówiąc, zaśmiała się zwykłym sobie śmiechem, podniosła rękę, szpicruta jéj świsnęła w powietrzu i nagłém uderzeniem opadła na szyję mojéj Błyskawicy.
Szlachetne zwierzę zadrżało całe pod ciosem téj niezasłużonéj obelgi, z nozdrzy jego wydobyło się gniewne parsknięcie, oczy cisnęły ogniem i, uniosłszy od ziemi obie przednie nogi, zdawało się tuż — tuż szalonym skokiem rzucić na zorane obok pola. Potrzebowałam użyć całéj méj siły, aby utrzymać się na siodle, ale z rąk wypuściłam cugle i tylko jedną ręką pochwyciłam grzywę pieniącego się konia. W mgnieniu oka Franuś zeskoczył ze swego wierzchowca, pochwycił cugle, które z mych rąk wypadły, i po krótkiéj chwili pasowania się z rozgniewaném zwierzęciem, zatrzymał je na miejscu. Nie czułam się