Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/236

Ta strona została uwierzytelniona.

babki Ludgardy: „ostrożnie, dziecko, ostrożnie!”; nie chciałam ich słuchać i z rozkoszą powtarzałam sobie w myśli dowcipne uwagi pana Agenora, szybkie a dziwnie zręczne zwroty jego mowy, upajające pół-słówka, jakiemi mię obdarzał, albo zachwycałam się jego znajomością świata, licznemi podróżami, z których przywiózł tyle wspomnień o bulwarach paryzkich, niebie włoskiém i pełnych niebezpieczeństw a dzikiéj poezyi polowaniach na lwy afrykańskie...
Aby módz tak poznać Paryż, trzeba być człowiekiem światowym; aby uwielbiać piękności południowéj natury, trzeba miéć duszę do poetycznych uniesień zdolną; aby zabijać lwy na pustyniach, trzeba posiadać męzki hart i odwagę! Myślałam i tonęłam w zachwycie nad światowością, poetycznością, hartem i odwagą pana Agenora.
Chwilami zdawało mi się, że od wysokiego nieba, na które patrzyłam, wraz z szumem jodeł ciemnych, dochodził mię głos mówiący: „nie ufaj połyskom, dziecię moje, i nie oddawaj im całego serca twego!...” Byłże-by to ojciec mój, co mi przez przestrzeń słał tę przestrogę? Czy może w ten sposób do serca mego przemawiał Bóg, królujący nad gwiazdami, którego myśl, przez życie całe, uczył się rozumieć mój ojciec?
Dzień szarawy tajemniczém światłem wsuwał się do ogrodowych alei; z za ciemnéj zieleni przeglądał, zaróżowiony wschodzącém słońcem, brzeżek horyzon-