Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/239

Ta strona została uwierzytelniona.

z ponsowéj blachy i snopami iskier odskakiwały od zwierciadlanych szyb gotyckich okien. Przypomniałam sobie rozmowę, jaką miałam z moją matką, jadąc do Rodowa, i mimowoli pomyślałam: byłoż-by to właśnie miejsce, na którém zatrzyma się wóz moich przeznaczeń? Na tę myśl serce nie uderzyło mi trwogą ni nadzieją, tylko w głowie zaszumiało i w piersi tęskno zrobiło się jakoś.
Gdy tak myślałam, powóz nasz mijał dwór starożytny a rozległy, na którym już i wprzódy z ciekawością chwil kilka spoczywały moje oczy. Zamiast modnego i leciuchnego pałacyku pana Agenora, stał tam jeden z tych starych obecnie, modrzewiowych domów, które przenoszą wyobraźnią w odległe czasy, przypominając dawną prostotę, dawne bogactwo i dawną gościnność. Dom ten, o kilkuset frontowych oknach, postawiony na wzgórzu, panował nad okolicą; po-za nim nieruchoma i szeroko rozłożona stała ściana gęstéj zieleni ogrodów, tak widać, jak i dom, starych, a wkoło wrzał ruch niezmierny, jakiego nigdzie więcéj w okolicy nie spostrzegłam. Na poblizko płynącéj rzece huczały i pieniły się koła wodnego młynu; daléj stukały młoty i zgrzytały piły mnóztwa ludzi, wznoszących świeże jakieś budowy; po równinie toczyło się ku dworowi kilkadziesiąt chłopskich wozów i przejeżdżało się na koniach kilku ludzi w szarych surdutach, snać doglądając dokonywających się na równinie robót. Na tle tego ruchu spokojnie i po-