ważnie stał dom modrzewiowy, a światłe, wielkie jego okna zdawały się oddychać ciszą i z zamyśleniem spoglądać na rozściełającą się u stóp jego równinę.
— Do kogo należy dwór ten, tak spokojny, a tak pełny życia, tak prosty, a tak bogato wyglądający zarazem? — spytałam pana Agenora.
— Jest to dwór hrabiego Witolda — odpowiedział; a ja przypomniałam sobie owę o hrabi Witoldzie rozmowę przy stole, która przed tygodniem tak żywo zajęła moję wyobraźnią.
— Czy pan znasz hrabiego Witolda? — spytałam.
— Z widzenia — odpowiedział pan Agenor, z pewną, jak mi się zdawało, obojętnością w głosie.
Powóz nasz powoli wjeżdżał na wzgórze, przeciwległe temu, na którém stał dwór modrzewiowy. Mogłam więc przypatrzyć się dobrze ożywionemu widokowi, jaki przedstawiał.
Przed bramą naszego domu pan Agenor, pomimo grzecznych zaprosin mojéj matki, wymówił się powinnością odwiedzenia jednego z sąsiadów i pożegnał nas, rzuciwszy wprzódy na mnie wymowne spojrzenie i zaniósłszy do mojéj matki prośbę o pozwolenie jak najprędszego wstąpienia w nasze progi.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/240
Ta strona została uwierzytelniona.