zem, gdy go widziałam, zdawało mi się, że jest pewien rozstrój między nim a jego obrazem, jaki w śród samotności podnosił się w méj wyobraźni. W czém-by leżał ten rozstrój, nie wiedziałam; czułam tylko, że pan Agenor rzeczywisty nie był zupełnie takim, jak Agenor wymarzony. Piérwszemu nie dostawało czegoś, co posiadał drugi; w drugim było czegoś mniéj, niż w piérwszym. Czułam wtedy jakąś kłótnią zmysłów mych z moim duchem. Oczy widziały co innego, a co innego ukazywała fantazya. Z téj sprzeczności wypływał niekiedy smutek i opadał mi na serce. Spostrzegał to może pan Agenor, bo zbliżał się wtedy do mnie i tak jakoś patrzył, i tak mówił, i taki wyraz miała twarz jego, że stawał się znowu podobny do swego obrazu, wymalowanego przez wyobraźnią moję; a gdy odjeżdżał, jam znowu marzyła o nim przy bladém świetle lampy nocnéj, owijałam tkaniną z promieni onecznych, zdejmowałam z nieba gwiazdy i kładłam mu je na czoło...
Ale tak myśląc i tak marząc o panu Agenorze, ani razu nie położyłam ręki na sercu i najtajniejszéj głębi méj myśli nie rzuciłam pytania: czy kocham go? Ani wątpiłam, że tak było. Płonić się na czyjś widok gorącym rumieńcem, czuć zawrót głowy przy dźwięku czyjegoś głosu, znajdować kogoś miłym, pięknym, dowcipnym, przyodziewać go w wyobraźni wszystkiemi cnotami legendowych bohaterów i całą poezyą sielankowych pasterzy, nie znaczyłoż to... kochać? Ani
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/246
Ta strona została uwierzytelniona.