wątpiłam o tém, że byłam pod wpływem miłości dla pana Agenora, wielkiéj, szalonéj, gotowéj do wszelkich ofiar, jaką bywała miłość bohaterek, czytanych przeze mnie powieści. Lubiłam niekiedy porównywać się w myśli do tych bohaterek. Kiedy jechałam konno pomiędzy rozłogami pól, otaczającemi drogę, patrzyłam w stronę, w któréj było mieszkanie pana Agenora, i ptaków przelatujących nad moją głową pytałam: czy go widziały? Kiedy księżyc w pełni wypływał na niebo, a ja wlepiałam wzrok w jego srebrną tarczę, myślałam, że pan Agenor, również jak ja i w téj saméj chwili, patrzy na świetną gwiazdę nocną, i że w sercu jéj zbiegają się promienie naszych oczu. Nigdy nie byłam tak skłonną do upoetyzowania najprozaiczniejszych wypadków życia, jak wtedy. Wyobrażałam sobie, iż koniecznie, w piękny jakiś wieczór letni, przy słońca zachodzie, zostanę, w czasie przejażdżki, uniesiona przez mego wierzchowca, który przez wzgórza i lasy pędzić będzie ku strasznéj jakiéj przepaści, i że wtedy z za leśnéj gęstwiny wypadnie pan Agenor, i mężną a silną ręką uratuje mię od nieuchronnéj zguby. Mijało wprawdzie wiele zachodów słońca i wiele odbyłam przejażdżek, a romantyczna nie zdarzała się awantura. Parę razy, jadąc przez las, posłyszałam za sobą przyśpieszony tentent konia i krew mi uderzyła do głowy. Byłam pewną, że zobaczę niespodzianie zjawiającego się pana Agenora w fantastycznym myśliwskim, lub rycerskim stroju.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/247
Ta strona została uwierzytelniona.