Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/257

Ta strona została uwierzytelniona.

podobnym wysiłkiem wymowy, wpatrywał się we mnie długo i upornie z nad szafirowych okularów, które nie wiem dlaczego nosił, chcąc bowiem czemukolwiek uważniéj przypatrzyć się, wydobywał z nich zawsze, jak mógł, swoje blado-żółte oczy. Małomówność ta i flegma młodego pana S. nie pochodziły, jak mi się zdawało, z ograniczności umysłowéj, bo wyraz twarzy jego i oczu był dość myślący, tylko przykry jakiś, zimny, zamknięty w sobie, a niekiedy migocący złośliwością, wnet tajoną i pochłanianą. Zaraz przy piérwszéj bytności w domu pani S. uderzył mię stosunek pana Henryka do sióstr. Zupełnie inaczéj wyobrażałam sobie uczucia i stosunek rodzeństwa. Wprawdzie była tam zachowana wszelka przyzwoitość, ale ścisła tylko przyzwoitość, bez najmniejszéj iskierki przywiązania, owszem, z pewną domieszką złośliwości ze strony brata, a nieśmiałości ze strony sióstr.
— Mało przestajemy z Henrykiem — mówiła mi raz Emilka — on tak zajęty gospodarstwem.
— Objął zarząd majątku zaraz po śmierci ojca — dodała Zenona — nigdy się nie wydala z domu, nie trzyma oficyalistów i do tego stopnia jest zawziętym gospodarzem, że nawet do śpiżarni zagląda często i gdérze na pannę apteczkową, gdy za wiele cukru lub mąki w domu wychodzi.
— A mama wasza czy nic nie ma przeciw wtrą-