Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/258

Ta strona została uwierzytelniona.

caniu się pana Henryka do kobiecego gospodarstwa? — spytałam.
Emilka dziwnie się uśmiechnęła.
— Mama Henrykowi nic za złe miéć nie może — odrzekła — od dzieciństwa kochała go i pieściła niezmiernie i daleko więcéj, niż nas...
Smutne to było zeznanie i smutek drżał w głosie, którym było uczynione.
Gdzieindziéj w sąsiedztwie słyszałam, jak śmiano się z pana Henryka, nazywając go skąpcem i liczykrupą. Doszło téż do moich uszu parę zarzutów, uczynionych jego rzetelności w interesach pieniężnych. Powiadano, że był nad miarę chciwy i dziwiono się, że wadę tę posiada tak młody człowiek.
— Dostał ją w spadku po ojcu — uczynił ktoś uwagę i dodał: — zobaczycie państwo, że skrzywdzi siostry i da im bardzo niewielkie posagi.
W istocie, pomimo blasku, jakim świetniał dom pani S., nie uchodziły za bogate panny i dobre partye; powiadano, że dotąd żadna z nich nie miała ani jednego konkurenta. Uważałam u pana Henryka dziwny sposób poruszania rękoma, którego używał często, jakby instynktownie lub z przyzwyczajenia. Ruchem tym palce jego roztwierały się szeroko i wnet mocno się zaciskały, niby chwytając w powietrzu niewidzialny jakiś przedmiot i ściskając go w dłoni. Widoczném to było szczególniéj wtedy, gdy wyciągał po coś rękę, albo gdy się zamyślił. W ostatnim ra-