Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/260

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bo ty, dziecko, na gwieździe jeszcze wysokiéj jeździsz i z niéj na ziemię patrzysz!
— To prawda — odpowiedziałam — ale téż i nie mam wcale ochoty zstępować z niéj na ziemię.
Czoło mojéj matki zachmurzyło się, długo patrzyła na mnie. W oczach jéj czytałam myśl: obyś tylko, zamiast zstąpić, spaść nie musiała!
Gdy po owéj wizycie u państwa Rudolfów, rodzina S. przybyła do nas w odwiedziny, i gdym z przyjaciółkami memi wybiegła do ogrodu, Emilka szepnęła mi pomiędzy dwoma uściśnieniami:
— Czy wiész, co mówią o tobie w sąsiedztwie? że wychodzisz za mąż. Zgadnij za kogo?
Zarumieniłam się po uszy i zamknęłam Emilce usta pocałunkiem.
— No, zgadnij! zgadnij! — wołała ze śmiechem, drażniąc się ze mną.
— Za pana Agenora! — zawołała nakoniec Zenona, ulitowawszy się może nad mojém zmieszaniem.
Rumieńce uderzyły mi do twarzy.
— I po cóż się rumienisz? — rzekła, całując mię, Emilka — to świetna partya!
— Dla Boga! — zawołałam — nie mówcież mi przynajmniéj o partyi.
— No, taki to widzisz zwyczaj — rzekła seryo już Zenona — że gdy się mówi o jakim maryażu, to się ma naprzód wzgląd na partyą; nie idzie za tém, aby i serce nie grało roli...