blade twarze zakonnic, półokryte czarnym welonem i mknące na tle murów, powleczonych pleśnią starożytności! Wszystko to przecie niezwykłe, poetyczne, romantyczne, fantastyczne, a w każdym razie inne jakieś, niż nasze woskowane posadzki, morowe obicia ze złoconemi szlaczkami na ścianach i klawisze fortepianów, których sam widok przerażenie we mnie wzbudza. Wiesz co, Emilko? nie dziwię się wcale twéj myśli wstąpienia do klasztoru, zawsze to jakaś rozmaitość i niezwyczajność.
Gdy Zenia wygłaszała tę tyradę, ja uśmiechałam się, a gdy skończyła, rzekłam:
— Czy wiesz, Zeniu, że miałam na pensyi koleżankę, która wychylała ocet szklankami, aby, jak mówiła, coprędzéj umrzeć; ale gdy raz głowa ją zabolała, zlękła się śmiertelnie i odtąd ani patrzéć na ocet nie chciała.
— I cóż ztąd?
— To, że twoje marzenie o klasztorze jest bardzo podobne do marzeń mojéj koleżanki o śmierci...
— Jakto?
— Tak, że koleżanka moja nie chciała uczyć się i nic nie robiła, nudziła się zatém, a w dodatku była exaltowaną...
— Rozumiem teraz! — zawołała Zenia i zaśmiałyśmy się wszystkie serdecznie.
W téj chwili zbliżył się do mnie pan Henryk i, patrząc na mnie z nad okularów, w przeciągu pięciu
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/263
Ta strona została uwierzytelniona.