Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/264

Ta strona została uwierzytelniona.

minut wymówił prośbę, abym raczyła zagrać. Prośbę tę zresztą słyszałam zawsze i wszędzie. Każda gospodyni domu i każdy młody człowiek mieli sobie za obowiązek prosić o muzykę pannę, o któréj wiedzieli, że grać umiała. Odbywało się to z punktualścią, niedopuszczającą żadnego uchybienia. A gdy tak molestowana panna siadała do fortepianu i grać zaczęła, ogólna uwaga towarzyszyła jéj stale przez piérwsze trzy takty, poczém zaczynały się rozmowy ciche i coraz głośniejsze, i zupełnie głośne nakoniec, a kończyło się tém, że artystka traciła stopniowo całe swe audytoryum. Niekiedy tylko, jakim wypadkiem zamieszany do towarzystwa meloman, słuchał ją do końca, przytulony w kącie, albo konkurent miał sobie za powinność pozostać nieruchomie naprzeciw grającéj, sentymentalnie patrząc na nią w milczeniu i myśląc o niebieskich migdałach, albo o innych wcale dźwiękach, niż fortepianowe. Gdy nareszcie panna grać przestawała, ze wszech stron dawały się słyszéć oklaski i pochwały, z takim zapałem dawane, jakby obecni ani jednéj nutki nie uronili z odegranéj kompozycyi, i jakby muzyka była nieodzowną potrzebą ich życia i nieopisanym ich serc zachwytem. Uważałam zawsze, że tylko owi rzadcy wielce melomani, owe białe kruki, z uwagą i w kącie salonu słuchający muzyki, skąpi bywali na oklaski i pochwały, a czasem taką mieli minę,