Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/270

Ta strona została uwierzytelniona.

fałdy zagłębiały się na jéj czole, a w oczach grał niepokój.
Pewnego dnia nakoniec wtoczyła się na dziedziniec ciężka sześciokonna kareta, sążnisty lokaj w czarnéj ze srebrem liberyi zsiadł z kozła i podał ramię wysiadającéj z powozu babce Hortensyi.
Matka moja powitała przybyłą z przywiązaniem i właściwym sobie wdziękiem, ale zarazem i z tą godnością, któréj zdawała się strzedz pilnie w obejściu się swém z ciotką. Babka Hortensya, wyprostowana jak zwykle, z szeleszczącym ogonem u sukni i srebrnemi loczkami z każdéj strony koronkowego czepca, usiadła na kanapie, ujęła obie moje ręce i kilka sekund wpatrywała się we mnie z uwagą. Potém w zimnych i surowych jéj oczach pokazało się na chwilkę coś jakby zadowolenie i, zwracając się do mojéj matki, wyrzekła:
— Wacława wypiękniała.
Matka moja uśmiechnęła się na to, tak, jak tylko szczęśliwe matki uśmiechać się mogą, ale babka Hortensya wypuściła z dłoni moje ręce, wyprostowała się bardziéj jeszcze i rzekła dość oschle:
— Nie pojmuję, Matyldo, dlaczego pan Agenor nie oświadczył się jeszcze o Wacławę? Przyjechałam, aby rozmówić się z tobą o tém.
Zmieszały mię niewypowiedzianie te słowa i coprędzéj wybiegłam z salonu, aby ukryć rumieńce, które biły do twarzy, łzy, co się cisnęły do oczu, a przy-