Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/286

Ta strona została uwierzytelniona.

i patrzyła w przestrzeń oczyma, na których tle szafirowém rodziły się i konały rojami iskry złotawe i mglił się wilgotny połysk wzruszenia...
I cóż dziwnego, że drżałam od trwogi i nadziei na myśl o blizkiéj zabawie, na któréj po raz piérwszy ukazać się miałam tylu oczom od razu, na któréj, przedewszystkiém, miał mię w nowéj postaci ujrzéć pan Agenor?
Na kilka już dni przed dniem oznaczonym na wyjazd do Rodowa, w gabinecie moim Zosia rozłożyła po sofach trzy suknie, przezroczyste jak tkanina pajęcza, zdobne w coraz inne kwiaty i wieńce, a ja z matką moją oglądałyśmy je po kilka razy na dzień, nie mogąc zdecydować się na wybranie z nich jednéj.
Przed kilku miesiącami była-bym wybrała bez wahania białą lub niebieską suknią, bo dwie te barwy, agodne i niewinne, najlepiéj harmonizowały z ówczesném mojém usposobieniem; teraz, po długiém wahaniu, wybór mój, za zgodzeniem się na to méj matki, padł na ubranie z krepy gorąco różowego koloru, przystrojone rozrzuconemi po sukni gałązkami śnieżnéj konwalii i z konwaliowym wieńcem na głowę. Potém długie jeszcze toczyły się narady między matką moją, mną i garderobianą Zosią, nad sposobem, w jaki uczesane miały być moje włosy, i nad tém, czy stosownie będzie uświetnić moję toaletę kilku kosztownemi klejnotami. Co do ostatniego punktu, matka zadecydowała po namyśle, że najlepiéj będzie, jeśli