Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/295

Ta strona została uwierzytelniona.

znajomemi, a tak milczącemi, że wszelkie usiłowania moje zawiązania z niemi rozmowy nie osiągały pożądanego skutku. Z razu więc zajęłam się śledzeniem fizyognomii i ubiorów siedzących wkoło stołu osób; ale im więcéj przeciągał się obiad, tém mniéj zajmowała mię ta monotonna zabawa, i zaczęłam nakoniec jak zbawienia wyglądać chwili, w któréj skończy się obnoszenie półmisków, następujących po sobie w takiéj ilości, że już i liczby ich zapamiętać nie mogłam.
Zegar w sali uderzył szóstą, potém siódmą godzinę, wskazówki jego dobiegały już do ósméj, a półmiski unosiły się jeszcze nad głowami towarzystwa, jak złowieszcze duchy gastronomii, zapowiadające nieskończoną nudę. Na wszystkich twarzach malowało się znużenie i przymus; kobiety, a szczególniéj panny, wyglądały jak istoty, znoszące z bohaterską i godną lepszéj sprawy cierpliwością dotkliwe katusze.
Nareszcie podano wety, a w téj saméj chwili, niby pistoletowe wystrzały, stuknęły korki, wydobywane z butelek szampana.
Jeden z gości, poważny mężczyzna o szpakowatych włosach i wąsach, wielce szanowany w okolicy obywatel, a przytém daleki nasz krewny, powstał napół z siedzenia, uniósł w górę kieliszek i, zwracając się do babki Hortensyi, pełnym poważnéj galanteryi głosem wyrzekł:
— Pozwolisz, szanowna pani, abyśmy, tu zebrani w jéj zacnym i gościnnym domu, w dowód głębokiego